|
Forum o Evil Islands, gry, filmy, książki, inne ciekawe tematy. Wejdź i zobacz sam. O Evil Islands w sieci. Porady, dyskusje i inne ciekawostki.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 23:37, 31 Gru 2007 Temat postu: Człowiek Pies (Danny the Dog) |
|
|
Człowiek Pies (Danny the Dog)
Recenzja filmu
Autor: Agnieszka Duda, Stopklatka, 15 lipca 2005
Oswoić bestię...
Film przełamujący stereotypy gatunku; koniec z kinem akcji, w którym fabuła traktowana jest jak pretekst do urządzenia pokazu sztuk walki. Na podstawie napisanego z pazurem, dramatyzmem, sercem i pełnego scen, w których napięcie sięga zenitu, scenariusza autorstwa Luca Bessona (to nazwisko mówi samo za siebie). Autor wraca do korzeni i pisze jak za starych dobrych czasów "Leona Zawodowca".
Danny, bohater "Człowieka Psa" pod wieloma względami przypomina postać seryjnego zabójcy o wielkim sercu z 1994 roku. Człowieczeństwo jednego i drugiego sprowadza się do spełniania podstawowych potrzeb i funkcji życiowych. Emocjonalnie zatrzymali się na etapie rozwoju małego dziecka; są na swój sposób niewinni, bezbronni i patrzą na świat w dość prymitywny, prosty sposób. Nie do końca świadomi tego, co robią, w ciągu sekundy są w stanie przemienić się w maszyny do zabijania. Chwilę później robią się sentymentalni i wzruszają na widok, w przypadku Leona ukochanej roślinki, w przypadku Danny'ego, bogato ilustrowanego podręcznika do nauki czytania.
Jet Li udowadnia, że potrafi nie tylko bezmyślnie, aczkolwiek, i owszem, w przyjemnym dla oka, genialnym stylu, spuszczać łomot swoim filmowym wrogom, ale i zagrać nieco bardziej złożoną i wymagającą pewnych umiejętności aktorskich rolę. Żaden inny aktor nie wypadłby w niej wiarygodniej niż Li ze swoją koślawą "angielszczyzną".
Będzie na co popatrzeć, gdyż nad choreografią scen walki pracował Yuen Woo Ping (ten sam, który maczał palce w "Kill Billu" i "Matrixie"!). Dzięki niemu prawo grawitacji znowu na jakiś czas przestanie obowiązywać. Znów uda mu się odnaleźć równowagę między brutalnością i przemocą a delikatnością i precyzją tańca baletowego.
Grający gangstera Barta, naprawdę nieprzyjemnego i niebezpiecznego gościa, Bob Hoskins (który mówi z ciekawym akcentem i ma więcej żyć niż kot) jest okrutnym opiekunem vel właścicielem Danny'ego, którego przygarnął po śmierci matki i od małego tresował na dosłownie (nie wierzycie? Obejrzyjcie film!) swojego pitbula. Nawet karmił resztkami, trzymał w zamknięciu, ubierał w szmaty i zakuł w obrożę, która działa jak swego rodzaju wyłącznik; dopóki Danny ma ją na szyi jest potulnym, upośledzonym dorosłym, łagodnym dzieckiem, które nie skrzywdziłoby muchy, natomiast z chwilą, kiedy Bart mu ją zdejmuje, zamienia się w żądną krwi bestię. Bart potrzebuje go do tego stopnia, że nie ma mowy, aby mógł pozwolić mu odejść; dzięki niemu łatwiej jest mu wyegzekwować długi. Któregoś dnia nadarza się jednak okazja i Danny ucieka. Przygarnia go specyficzna para: niewidomy stroiciel fortepianów (świetny jak zawsze Morgan Freeman) i jego pasierbica, uczennica konserwatorium. Żeby raz na zawsze zamknąć ten niechlubny rozdział swojej historii życiowej i ostatecznie odciąć się od zmór przeszłości, Danny będzie musiał jeszcze jeden ostatni raz stawić jej czoła...
Przemoc, prawdziwe, silne emocje, po jakie zawsze powinno się przychodzić do kina, pełna elegancji, spektakularna, wzbogacona o nowe elementy, choreografia scen walki (m.in. walka w pomieszczeniu o powierzchni metr na metr, walka w stylu dziesięciu na jednego z ostrymi przedmiotami, czy też ostatnia scena walki, w której Danny, wbrew swojej woli zmuszony do wzięcia w niej udziału, do pewnego momentu tylko się broni, nie zadając żadnych ciosów) urozmaicone o dramatyczne elementy scenariusza, ewoluujące, wielowymiarowe postacie i sentymentalny (ale nie z gatunku taniego sentymentalizmu) ton. A wszystko połączone w jedną całość w niespodziewanie wyważony sposób. Film o tym, jak dobrze jest mieć rodzinę, kogoś bliskiego, kogoś, na kim można polegać, oraz o uzdrawiającej, magicznej mocy miłości i sztuki. Zadaje dosyć istotne pytanie, mianowicie, co czyni z nas ludzi, co świadczy o naszym człowieczeństwie?
Film okazał się prawdziwym wyzwaniem zarówno dla Li, jak i publiczności. Fani Jeta, przyzwyczajeni przez swojego idola do tego, że każdy kolejny obraz z nim w roli głównej i jego egzotycznie brzmiącym nazwiskiem wyeksponowanym na plakacie polega na ciągu następujących jedna po drugiej scen mordobicia, będą w zależności od podejścia, albo bardzo mile zaskoczeni albo srodze rozczarowani. Z jednego i tego samego powodu. Obiekt ich westchnień po raz pierwszy demonstruje swoje umiejętności aktorskie. Tych, którzy cierpliwie przebrną przez te popisy gry (niektórzy po prostu nie są do nich przyzwyczajeni i mogliby, jak to było dotychczas, bez nich żyć), czeka zasłużona nagroda. W dodatku okazuje się, że ten skośnooki zabijaka macha rękami i nogami rozkładając przeciwników na łopatki nie gorzej niż potrafi się wczuć w złożoną psychologicznie postać.
Dlatego "Człowiek Pies" może się okazać tytułem, który podzieli fanów Jeta Li na dwa obozy; tych, którzy będą dumni z wszechstronnych umiejętności swojego bohatera i tych, którzy będą mu mieli za złe, że zamiast skupić się na tym, co robi najlepiej, (z powodzeniem) bawi się w aktora.
Mniej więcej połowę filmu stanowią dramatyczno-obyczajowe, wzruszające i poruszające wstawki usiłujące przemycić głębsze przesłanie, które, o dziwo, nawet do filmu pasuje. A to, że nigdy nie jest za późno na wydostanie się z okowów życia i rozpoczęcie wszystkiego od nowa, a to, że miłość i sztuka to dwie wielkie siły zdolne do poruszenia skamieniałej duszy i przywrócenia jej do życia, że okoliczności życiowe to jedno, ale nadal dużo zależy od nas i naszej wolnej woli, albo, jak niebezpieczne może się okazać życie w nieświadomości.
Będziecie pod wrażeniem muzyki, którą do filmu "popełnił" znany Wam już dobrze zespół Massive Attack. Świetnie słucha się ostrzejszych kawałków, o które uzupełniono sceny walk.
Wzruszająca, emocjonująca i dramatyczna podróż ze świata przemocy do spokojnego, pełnego ciepła życia rodzinnego. Co ciekawe od tej pełnej pozytywnych wibracji atmosfery wcale nie zbiera się na mdłości.
Bądźmy szczerzy; nie jest to najlepszy dramat roku, ani kandydat, który poważnie mógłby zagrozić innym tegorocznym nominacjom do złotej statuetki, ale Besson odwalił kawał świetnej roboty wprowadzając do gatunku filmowego, dla którego charakterystyczne są jednowymiarowi bohaterowie, sztuczność i przesada, czarno-białe, śmiesznie brzmiące hasła i niedopracowana fabuła, pierwiastek człowieczeństwa, subtelność i prostotę oraz (co nie tyle należy do rzadkości, ile w ogóle się nie zdarza) bohaterów, którzy się rozwijają, myślą a nawet prowadzą ciekawe rozmowy o recitalach fortepianowych, owocach, Freudzie i życiu.
Zakończenie trochę za bardzo w Hollywoodzkim stylu, ale nawet mi się podobało.
Nie spóźnijcie się, bo akcja zaczyna się niemalże natychmiast i stracicie świetnie zainscenizowaną, rozegraną w bardzo szybkim tempie scenę zaciętej walki, w której Li wkopuje bądź wdeptuje w ziemię przeciwników, wyrywa im włosy z głowy i skacze po ścianach...Jak to on!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|